poniedziałek, 9 marca 2020

Resztki i końcówki czyli dlaczego brakuje miejsca na półkach?


Końcówka balsamu, żelu pod prysznic, kremu do twarzy, podkładu...

Ostatni liść laurowy w opakowaniu, 5 dkg makaronu, dżem na ćwierć tosta, trochę soku w kartonie...

Ostatnie kadzidełko, resztka świeczki...

Problemów nie stwarzają tylko kostka czekolady czy ptasie mleczko - one nigdy nie zostają.

Wszystkie wymienione rzeczy chowają się w naszych szafkach, lodówkach, na półkach. Robią bałagan, zajmują tyle miejsca, co nowe, pełne produkty.

Ciężko je zużyć, czasem wymaga to inwencji, czasem energii - jak na przykład wygrzebanie resztki podkładu z buteleczki. Kto ma na to rano czas? O wiele łatwiej i szybciej jest otworzyć nowe opakowanie, a poza tym nowy kosmetyk, świeczka to dodatkowa ekscytacja.
 

Jak sobie radzić z resztkami?


Warto wyrobić sobie nawyk niezaczynania nowego, gdy stare jest wciąż na półce.

Też mi się zdarza otworzyć kolejny kosmetyk, gdy stary jest nieskończony, ale pracuję nad tym.

Dorzucam resztkę świderków do spaghetti (nic się wtedy nie dzieje, poza tym, że obiad trochę dziwnie wygląda). Wygrzebuję resztki podkładu i przekładam je do pudełka, żeby łatwo było to użyć rano. Wlewam trochę wody do butelki z resztą szamponu...

To jest nawyk, który bardzo mi ułatwia minimalizowanie, oszczędza miejsce na półkach i pieniądze - nie wyrzucam kosmetyków czy jedzenia, które psują się czekając na swoją kolej.

Na początku wprowadzenie takiego nawyku wymaga dyscypliny, ale z czasem jest coraz łatwiej, a korzyści są szybko odczuwalne.

Jak to u Ciebie wygląda? Czy kończysz produkt przed otwarciem nowego? A jeśli nie, to czy masz ochotę lub potrzebę wprowadzić taki nawyk?
 

PS Ostatnio pisałam o tym, żeby nie ogarniać rzeczy innych ludzi, ale gdy widzę u kogoś w łazience siedem kończących się żeli pod prysznic i ósmy otwarty, to muszę mocno się powstrzymywać przed komentarzem.

poniedziałek, 2 marca 2020

Minimalizowanie nie swoich rzeczy

Po co mu tyle zabawek/książek/płyt/narzędzi/kapsli z piwa/starych ubrań/papierów? Przecież w ogóle z tego nie korzysta, a ja nawet nie mam jak tam przejść/poodkurzać/schować swoich rzeczy!


Jak to jest, że rzeczy innych denerwują nas bardziej?

 

To dlatego, że je "widzimy". Nie znaczy to, że w przypadku swoich rzeczy włącza nam się zaburzenie wzroku. Nasze rzeczy stają się dla nas "przeźroczyste", nasz mózg nie analizuje tego, czym się otaczamy - to jest stała, a mózg wyczulony jest na zmianę. Natomiast cudze rzeczy są dla nas czymś obcym - nawet jeśli są to rzeczy męża, dziecka czy dziewczyny. A już gdy "włączy się" irytacja na stan posiadania innej osoby, to bardzo ciężko ją "wyłączyć".

Jak sobie radzić z negatywnymi emocjami?

 

Po pierwsze - zastanów się, co naprawdę Cię denerwuje, o co DOKŁADNIE Ci chodzi? 
Podejrzewam, że nie chodzi o rzeczy. Czy gdybyście mieszkali w dwa razy większym mieszkaniu, którego nie sprzątasz, to wciąż byłby problem? Dlaczego? - chętnie się tego dowiem, jeśli masz ochotę - daj mi znać!
Może chodzi raczej o to jak te rzeczy wyglądają? 
O to, że nie ma miejsca na coś innego? 
O to, że nie ma gdzieś dojścia? 
O to, że trudno się je sprząta?

Dotarcie do źródła irytacji - klucz do rozwiązania problemu

 

Jeśli chodzi o wygląd rzeczy - może można je schować? 
Jeśli o miejsce - sposobem może być ustalenie limitów miejsca na dane rzeczy. Jeśli cały regał zastawiony jest kolekcją, może można ograniczyć się do połowy itd. Jeśli chodzi o rzeczy w szafie czy na półce z kosmetykami - można podzielić się po połowie i ustalić nieprzekraczalność tych granic.
Jeśli chodzi o dojście - jest to problem praktyczny i powinien być praktycznie rozwiązany - może można coś przestawić, przemeblować?
Jeśli problemem jest sprzątanie, np. wycieranie kurzy wokół kolekcji, sprawa jest prosta - nie jest powiedziane, że musisz to robić. Konsensus jest tu bardzo prosty - gdy sprzątanie czegoś jest trudne, sprząta osoba, do której rzeczy należą. Niewykluczone, że po pierwszym sprzątaniu kolekcjoner zrezygnuje z eksponowania całej kolekcji.

Śmieć jednego - skarb drugiego 

 

Wiem, że posiadam rzeczy, na które inni mogą patrzeć, jak na śmieci.
Najlepszym przykładem są dwa papierki po gumie, które kojarzą mi się z pewnym Sylwestrem. Dla osoby nie znającej powodu, dla którego je trzymam, to zwykłe śmieci. 
Rzeczy symbolizują pewne sytuacje, emocje, skojarzenia. Książka o odchudzaniu może być zmaterializowanym marzeniem o szczupłej sylwetce, nawet gdy od pięciu lat leży nieotwarta na półce. Kolekcja starych płyt lub ubrań to przedmioty sentymentalne przypominające młodość.
Czasem sami nie zdajemy sobie sprawy, dlaczego trzymamy niektóre rzeczy, tym bardziej trudno nam jest stwierdzić, dlaczego ktoś inny coś przechowuje...

Zabawki dzieci

 

Polecam sprzątać z dziećmi, a jeśli nie - to schować zabawki przeznaczone do usunięcia na jakiś czas i sprawdzić, czy dziecko nie przypomni sobie o ukochanym misiu, na którego nie spojrzało przez ostatnie pół roku. Wyrzucenie takiej zabawki jest o wiele gorsze niż przemęczenie się z workiem upchniętym z tyłu szafy.

Sprzątanie rzeczy z dziećmi jest przy okazji świetną okazją do nauki porządku, liczenia czy po prostu wspólnego spędzania czasu. 

Proponuję też nie zaczynać od pokoju dziecka i jego zabawek. Dobrym pomysłem jest włączenie dziecka w przegląd szafek w kuchni czy łazience, połączony z rozmową o tym, dlaczego pewne rzeczy są wyrzucane. Po takim wstępie łatwiej będzie przekonać malucha do zajęcia się swoimi rzeczami.

Ale on nawet nie wie że to ma! 

 

Marie Kondo na początku "Magii sprzątania" pisze o tym, jak w dzieciństwie zajmowała się porządkami. Opowiada m.in. o tym, jak wyrzucała rzeczy domowników i o tym, że nie byli z tego zadowoleni. Zupełnie im się nie dziwię.

Wyobraź sobie, że porządek w Twoich kosmetykach robi Twoje dziecko (lub dziecko sąsiada). Czy wybierze to, cze potrzebujesz? Czy może zostawi rzeczy, które wydadzą mu się ciekawe? 
Albo - czy pozwolisz współpracownikowi posprzątać swoje biurko?
Nie sądzę - każdy najlepiej zna swoje potrzeby i jest najbardziej kompetentną osobą do oceny swojego stanu posiadania. 

Dlatego nie uważam, że dobrze jest sprzątać cudze rzeczy (a już szczególnie po kryjomu). Co innego jest sprzątanie z kimś - taka pomoc to super sprawa. Świeże spojrzenie podczas porządkowania jest bardzo pomocne. 

Co w takim razie robić?

 

Oprócz ustalenia zasad, o których już wspominałam, dawać przykład - minimalizować swoje rzeczy, rzeczy wspólne. Prosić o pomoc podczas tego procesu. Przy okazji pokazywać sposób postępowania. Tłumaczyć, dlaczego coś dzieje. Skąd masz ten nadmiar, jak się go pozbędziesz. Inspirować.

Podczas akcji #1000rzeczymniejw2020 sporo osób przystąpiło do działania na początku stycznia. Ale były też osoby dołączające w lutym, często ze słowami "nie chciałam tego robić, ale jak widzę działania innych, to dołączę".  Patrzenie na działania innych, obserwowanie satysfakcji, jaką im dają, jest najlepszą inspiracją.

A jeśli to nie pomaga?

 

Ja bym odpuściła dla swojego zdrowia psychicznego. Wiem, że to jest frustrujące i męczące, ale jeśli próbowałaś wszystkiego i dalej nie ma efektów, to może lepiej dać spokój i skierować tę energię gdzie indziej? Też przeżyłam sporo batalii z domownikami, a potem doszłam do wniosku, że to są ich rzeczy w ich przestrzeni i odpuściłam, powodzenia!

niedziela, 23 lutego 2020

Kryterium objętości - zamiast liczenia

Mityczne 100 rzeczy, Święty Graal minimalizmu - na pewno już kiedyś wpadło Ci to w ucho.


No to liczymy!


Kubek - 1, talerz - 1, widelec, nóż, łyżka - 3. 
Telefon z obudową - 1, a ładowarka? Ok, ładowarka to część telefonu - 0.
Kalendarz... lepiej przejdę na kalendarz Google, będzie jedna rzecz mniej.
Mydło, szczoteczka do zębów, szampon, maszynka do golenia, ręcznik - 5
Och, to już 11!
A skarpetki? Jak liczyć skarpetki!? 

Kryterium Objętości


Spokojnie - żartowałam. Tak naprawdę mam tyle rzeczy, że takie liczenie nie ma sensu, choć może spróbuję to zrobić pod koniec minimalistycznej drogi. Teraz moje rzeczy mogę liczyć w tysiącach, a może i dziesiątkach tysięcy?

Dlatego wprowadziłam Kryterium Objętości. Wpadłam na ten pomysł, gdy kiedyś ubrania przestały mieścić mi się w szafie. 
To kryterium jest bardzo elastyczne - dla każdego miara może być inna. Dla jednego regał książek to niewiele, a dla drugiego półka to zbyt dużo.

Zasada Kryterium Objętości


Zasada jest prosta - rzeczy mają mieścić się na swoim miejscu. Co to znaczy? Na przykład u mnie to znaczy: ubrania w szafie, w tym torebki na jednej półce, książki na regale, kubki na jednej półce, karty w portfelu, pliki na komputerze, kosmetyki w szafce w łazience...

Oczywiście nie chodzi o jak najszczelniejsze upakowanie, choć na początku i to może być sukcesem w przypadku niektórych kategorii. Celem jest możliwość w miarę wygodnego korzystania z rzeczy. 

Nałogowi zbieracze też mieszczą rzeczy w swoich domach, ale jakim kosztem?

Źródło: Artykuł The GuardianWorking with hoarders: 'The possessions are almost part of them' dostęp 23.02.2020

Przy okazji to jest dobre kryterium nadrzędne - rzeczy powinny mieścić się w domu, a nie na przykład u rodziny czy znajomych.

A gdy się nie mieszczą? 


Jeśli rzeczy zaczynają się wylewać z przeznaczonego im miejsca, wiem, że mam ich za dużo i zaczynam działać. Tak było na przykład z torebkami - nieużywane zajmowały dodatkowe pudło, do którego nie zaglądałam od lat. Dzięki motywacji z okazji tysiąca obserwujących na Instagramie udało mi się ogarnąć kolekcję pięćdziesięciu torebek i zminimalizować ją do ośmiu sztuk, które teraz mają sporo przestrzeni w szafie. 
Pozostałe szukają szczęścia na olx i choć dalej są w tym samym pudle, wiem, że jest to stan przejściowy.

Podobnie jest z kosmetykami - mam ich zdecydowanie więcej niż bym chciała. Działania naprawcze w tym przypadku polegają na ich używaniu i zużywaniu oraz nie kupowaniu kosmetyków, które już mam (kolejny balsam czy krem do twarzy...). Jeśli chcesz wiedzieć, jaki mam sposób na niekupowanie zerknij na posta o liście rzeczy do niekupienia.

Kryterium objętościowe pomaga mi też w priorytetyzowaniu obszarów do minimalizowania. Dlatego na przykład zostawiłam siedem piórników, mimo że aktualnie nie korzystam z żadnego - wraz z kosmetyczkami i portfelami mieszczą się w jednym pudełku i nie zajmują zbyt wiele miejsca.

Liczenie nie jest złe


Jeśli masz ochotę liczyć swoje rzeczy - nie mam nic przeciwko. Sama przyjmuję właśnie kryterium liczbowe w przypadku usuwania rzeczy; jest to o wiele łatwiejsze niż określenie ich objętości. 

W przypadku rzeczy, które jeszcze mam, kryterium objętościowe sprawdza się doskonale. Jest też intuicyjne i nie wymaga wiele wysiłku. Łatwo zauważyć, że rzeczy przestają się mieścić, szczególnie, gdy coraz trudniej zamknąć drzwi do szafy, a książki na regale zajmują już drugi rząd... 

Właśnie dlatego przypuszczam, że korzystasz już z kryterium objętościowego. Jeśli tak - dla jakich rzeczy je stosujesz? A jeśli nie - jak myślisz, gdzie możesz je zastosować? Podziel się w komentarzu swoimi doświadczeniami.

wtorek, 18 lutego 2020

O tym jak posprzątałam głównego maila i co mi to dało

Masz za dużo maili i nie możesz ich ogarnąć? Doskonale to rozumiem - sama miałam tak samo

Wyzerowany mail (czyli taki, żeby naprawdę nic na nim nie było) był na mojej liście rzeczy do zrobienia od lat. Wpisywałam sobie go do zrobienia przed wakacjami, w trakcie wakacji, przed świętami, do końca roku, do końca stycznia, na dany rok...

Każde takie wpisanie miało pewien sens - przez pewien czas trochę sprzątałam, czytałam, pobierałam załączniki, kasowałam... a potem jednego dnia tego nie robiłam i to był początek kolejnej dłuższej przerwy.

Co mi dało wyzerowanie skrzynki?

Niesamowitą radość, naprawdę świetne uczucie. Nie chodzi tylko o to, że mail jest pusty, choć samo w sobie jest to super, ale też o to, że już nie muszę tego robić i że mogę to skreślić z mojej głównej listy rzeczy do zrobienia. 

Wczoraj po wyczyszczeniu maila odświeżyłam go ze dwadzieścia razy, tak się cieszyłam. Jak dziecko z wymarzonego prezentu. Tak, jak po zdaniu trudnego egzaminu, jak po skończeniu studiów. 

Dwa adresy mailowe

Kiedyś miałam adres mailowy na tlenie, na ostatnich studiach przeniosłam się na gmail. Te dwa adresy służą mi do wstępnej selekcji maili. 

Na stary adres zakładam wszystkie konta w sklepach internetowych, przychodzą tam też newslettery, rzeczy po zapisach na webinary... Nazywam go "śmieciowy mail". To nie znaczy, że go nie sprzątam. Sprzątam, i owszem, ale wiem, że mogę tego nie robić.

Główny adres mailowy służy(ł) mi do spraw związanych z uczelnią, konferencjami, pracą... Były tam istotne dla mnie rzeczy. Przychodzą tu też np. powiadomienia z biblioteki.

Taki system naprawdę mi się sprawdza i go polecam. Nie chciałabym przekopywać się przez maile o kosmetykach czy ciuchach co rano, siadając do pracy. 

Jeden dzień porządków

O ile regularność ma sens, szczególnie w przypadku utrzymywania porządku na mailu, o tyle siadanie do codziennego przeglądania staroci na mailu było dla mnie męczące. Dlatego postanowiłam wyzerować mail przez jedno posiedzenie. A 1500 obserwujących na Instagramie było świetną motywacją i okazją (jeszcze raz Wszystkim dziękuję!). 657 maili (a tak naprawdę wątków, niektórych po kilkadziesiąt maili) kasowałam przez około 12 godzin. Nie jest to jakoś superszybko, ale to były te najtrudniejsze maile, ta ostatnia kupka, która zostaje na koniec sprzątania...

Ostateczne wyzerowanie maila zajęło mi jeden dzień, głównie dzięki temu, że ilość była możliwa do ogarnięcia. Dodatkowo dobrałam dobrą muzykę do sprzątania - piosenki naprawdę mi pomagały. Nie zaszkodziło też lekkie przeziębienie - podejrzewam, że gdybym lepiej się czuła, to mogłabym się znudzić w trakcie, a tak mój poziom koncentracji był idealny do takiej czynności. 

Co robiłam wcześniej?

Tak jak już wspomniałam, zrywy sprzątania maila już mi się zdarzały. Powyrzucałam kartki czy pliki, gdzie zapisywałam, ile jeszcze maili zostało, ale wydaje mi się, że w wakacje miałam ok 4000, a rok temu prawie 8000, więc ten proces trwał już od dłuższego czasu. Sposoby, które stosowałam przez ten czas, zebrałam w kolejnym akapicie.

Jak zaczęłam i jak sprzątałam - garść rad dla adresu gmail - widok komputerowy

  • Lubię oceniać sensowność maili danego typu - dotyczy to głównie newsletterów.  Zdarza się, że firmy wysyłają różne typy maili z różnych adresów. W gmailu otwieram jeden taki mail i klikam na trzy kropki z prawej strony ekranu ("Więcej") - korzystam z funkcji "Filtruj wiadomości tego typu". Oceniam wiadomości pod kątem tego, czy mnie cieszą, interesują, czy je otwieram regularnie, jak dużo przychodzi ich w tygodniu. Jeśli generalna ocena jest negatywna - anuluję subskrypcję lub zmieniam jej ustawienia. 
  • Wyłączam powiadomienia z różnych Social Media - przeszkadzają mi. Jeśli chcę wiedzieć, że ktoś coś dodał, to to sprawdzę, nie potrzebuję dodatkowych maili na ten temat.
  • Korzystam z użytecznych funkcji gmail - najlepiej przy sprzątaniu sprawdza się "Automatyczne przechodzenie:   Po zarchiwizowaniu wątku, usunięciu go, zignorowaniu itp.:
        Przejdź do następnego (nowszego) wątku
        Przejdź do poprzedniego (starszego) wątku"
    tę funkcję można znaleźć w "Ustawieniach" -> "Ogólne".
    Zachęcam Cię do zapoznania się z dostępnymi funkcjami i znalezienia takich, które Ci odpowiadają
  • Lubię też widok "Wszystkie" - można go znaleźć w panelu z lewej strony - wyświetla wszystkie maile, również zarchiwizowane (tylko spamu nie) - taki pełny ogląd (i prawdziwa liczba maili) najbardziej mi odpowiada
  • Kasuję w miarę regularnie oferty "tylko w ten weekend", "tylko przez 24 godziny" - raczej są na śmieciowym mailu, ale na głównym też mi się takie rzeczy zdarzają.
 

A co z ważnymi rzeczami?

  • Załączniki pobieram i zapisuję, jeśli są nazwane niejasno, to od razu poprawiam im nazwę. 
  • Część maili zapisałam w pliku tekstowym, tak żebym mogła do nich wracać. 
  • Jeśli nie masz ochoty na takie zabawy - skorzystaj z funkcji archiwizowania maili - nie będą widoczne w skrzynce odbiorczej, a zobaczysz je dopiero po wybraniu "Wszystkie"

Na koniec - pierwszy krok

Bardzo zachęcam Cię do posprzątania maila. Naprawdę warto to zrobić. A jeśli nie masz czasu, ochoty robić tego teraz w zupełności to rozumiem. Jeśli jednak przeszkadza Ci nadmiar na skrzynce, spróbuj zacząć od małych kroków - odsubskrybowania jednego newslettera, którego nie czytasz, pobrania jednej faktury do folderu, skasowania oferty "ważnej przez 24h" sprzed roku... Powodzenia!


piątek, 14 lutego 2020

Z miłością na rzeczy blisko nas

Najlepsze są te rzeczy, których jeszcze nie mamy, prawda? Miejsca, gdzie nas nie było? Książki czy filmy, które są zapowiedziane na za pół roku?

Patrzenie z miłością na rzeczy blisko nas jest nieoczywiste. I o ile są rzeczy, które trafiły do nas przypadkiem, w ramach nagłej konieczności, i trudno je kochać, czasem są tylko tolerowane, ale są też takie rzeczy, które naprawdę chcieliśmy mieć. Wyczekiwane, wymarzone. Kremy, które miały dać efekt skóry niemowlęcia, książki, na które nie można się było doczekać, lakier do paznokci, który miał zupełnie inny kolor i trzeba było go kupić.

Gdy już do nas trafiły, jeszcze przez jakiś czas budziły radość, że są, że je mamy. Jak długo? Miesiąc? Tydzień? Dzień? A potem odeszły w zapomnienie, nieprzeczytane, nieużyte, bo przecież pojawiła się kolejna niesamowita rzecz, którą trzeba było kupić, przecież miała odmienić nasze życie.

"Bridge of Clay"

Wiem, co u mnie jest taką rzeczą – książka „Bridge of Clay” Markusa Zusaka. I celowo nie używam tu tytułu „Gliniany most” – tak bardzo nie mogłam się doczekać na tę książkę, że kupiłam jej angielskie wydanie. A gdy już kupiłam, to przeczytałam pół strony, odłożyłam na półkę i zwróciłam się w kierunku innych rzeczy, mimo że czekałam na tę książkę od 2009, kiedy wydano w Polsce „Posłańca”, a kolejna książka była tylko niejasną zapowiedzią. Dziesięć lat czekania i nie przeczytałam nawet rozdziału. 

Z miłością

Dlatego, przy okazji Walentynek, zachęcam do tego, żeby spojrzeć uważnie na posiadane przedmioty, na te blisko nas i przypomnieć sobie ekscytację, którą budziły gdy jeszcze nie trafiły w nasze ręce. Możesz wybrać jeden i potraktować go z miłością, na jaką zasługuje. Może to być lektura książki, użycie kosmetyku, ale też wyczyszczenie butów, żeby wyglądały jak nowe. 

Ja planuję godzinną lekturę książki, a Ty? Spróbujesz znaleźć taką rzecz u siebie w domu? A może dokładnie wiesz, co to jest? Jeśli masz ochotę, podziel się w komentarzu. 

***
Tekst został stworzony w ramach instagramowej akcji #wyzwanieuważności na którą trafiłam dzięki cudownej @infinifable

poniedziałek, 10 lutego 2020

Lista rzeczy do niekupienia

Masz za dużo rzeczy, ale wciąż kupujesz kolejne? I to takie, które już masz w domu? Spróbuj stworzyć listę rzeczy do niekupienia.

Ten sposób działa u mnie już automatycznie, ale najpierw wymagał trochę wysiłku.

Zapasy

Dwa lata temu wrzuciłam zdjęcie wszystkich moich balsamów na Instagram. Miałam ich dwadzieścia dwa. Rok później ich liczba to było 12 - znaczy to, że miałam około dwuletni zapas balsamów. Z innymi kosmetykami nie było tak źle, ale było podobnie.

Zaczęłam więc grupować rzeczy, które mam, liczyć je, robić im zdjęcia - maseczki w płacie, a potem inne maseczki czy peelingi pojawiły się na Instagramie, podobnie jak próbki. Ponieważ robię zdjęcia rzeczom po zużyciu, mam świadomość, na ile wystarcza mi krem do twarzy czy podkład.

Uświadomienie sobie, że mam zapasy kosmetyków na lata nie było najprzyjemniejsze, ale bardzo pomogło mi w ograniczeniu zakupów. 

Uświadomiłam sobie też ile mam w tym "zamrożonych" pieniędzy, nawet licząc 10 zł za jeden kosmetyk, przy kilkudziesięciu opakowaniach dochodzi się do dużej kwoty.

Lista

Stworzyłam listę rzeczy, które mam w nadmiarze - jako nadmiar przyjęłam rzeczy w zapasie większym niż na pół roku. W moim przypadku były to kosmetyki (m. in. balsamy, maseczki, kremy do twarzy, odżywki do włosów, podkłady, lakiery do paznokci), artykuły papiernicze (wszystkie notesy, długopisy, zakreślacze itp.). Na liście znalazły się  też książki - czytam ok. 50 rocznie, a nieprzeczytane zajmowały cały regał.

Nowości

Wszystko, czym kuszą reklamy - nowy kolor szminki, nowy autor, najlepszy debiut od ostatniego najlepszego debiutu! Nauczyłam się ignorować rzeczy, o których nie ma jeszcze opinii zwykłych ludzi, a jedynie informacje wynikające z promocji.  W takim przypadku czekam, dwa tygodnie, miesiąc... aż do czasu kiedy pojawi się kilkadziesiąt opinii, które pomogą podjąć mi decyzję, czy ten produkt naprawdę jest objawieniem i czymś, czego brakowało mi w życiu (spoiler - prawdopodobnie nie). 

Wyjątkiem są rzeczy, które na pewno polubię - np. w ciemno kupowałam nową książkę Terry'ego Pratchetta i kupię nową książkę Dukaja (jeśli się pojawi).

Inni lubią

Na listę trafiły też rzeczy, które już mnie zawiodły, mimo że inne osoby sobie je chwalą. Na mojej liście są wszystkie oleje do ciała/włosów/twarzy (za wyjątkiem olejku do demakijażu Resibo), kosmetyki Ziaji, Nivea, Dove, kosmetyki z masłem Shea, książki Stephena Kinga, świeczki, perfumy i inne zapachowe produkty. Mnóstwo ludzi je chwali i docenia, a mnie po prostu nie pasują - nauczyłam się siebie pod tym względem i odpuściłam. 

Reklamy/promocje/chodzenie po sklepach

Nie jest to proste, ale najlepiej jak najmocniej ograniczyć obecność reklam w życiu - odsubskrybować newslettery, odobserwować fanpage na Facebooku, kanały na YouTube, wyłączyć powiadomienia w aplikacji, nie oglądać gazetek reklamowych, nie chodzić po sklepach. Zastanów się, skąd czerpiesz wiadomości o rzeczach, które potem chcesz kupić. Postaraj się ograniczyć dopływ takich informacji. A jeśli "muszę iść do Rossmanna po pastę do zębów", to tak naprawdę nie - pastę równie dobrze możesz kupić w supermarkecie. Nie musisz iść w miejsce wypełnione kosmetykami do makijażu.

Lista prezentów lub lista życzeń

Jeśli pojawia się coś, czego bardzo chcę, a nie potrzebuję, wrzucam to na listę prezentów. O listach prezentów pisałam w ostatnim poście - u mnie sprawdzają się świetnie. Alternatywą jest stworzenie listy życzeń - można przedmioty z tej listy traktować jako nagrody za osiągnięcia lub jako prezenty dla siebie. Dodatkowo, wyczekane cieszy bardziej.

Pierwszy krok

Niekupowanie nie jest proste. Budżety przeznaczane na to, żeby przekonać nas do zakupu są olbrzymie. Dlatego decyzja - od dziś niczego nie kupię jest bardzo trudna, a pewnie blisko niemożliwa. Zacznij od jednej pozycji na liście, z czasem dodawaj kolejne.  Wybierz np. coś, czego masz bardzo dużo - dla mnie były to balsamy. Jasne, wciąż zdarzają mi się potknięcia, ale jest o wiele lepiej niż było. 

Motywacja

Jako motywację dla zużywanych kosmetyków wybieram jakiś superkosmetyk - kupię go sobie, gdy zużyję zapasy. Na Instagramie przypięłam też relację o pozbywaniu się torebek - wystawiłam je na olx, a fundusze uzyskane w ten sposób przeznaczę na nową, skórzaną torebkę. 

Stosując te sposoby zdecydowanie ograniczyłam kupowanie. W styczniu nic nie kupiłam i nawet nie było to trudne. Ty też dasz radę! Powodzenia! A jeśli masz inne sposoby podziel się nimi w komentarzu.

wtorek, 4 lutego 2020

Jak poradzić sobie z prezentami?


Jest dużo postów o tym co kupować na prezent, co robić z prezentami, jak rozwiązać sprawę z rodziną czy znajomymi. Ja chciałabym się podzielić rozwiązaniami, które wypracowałam u siebie.

Prezenty na studiach/w pracy

Składaliśmy się w grupie znajomych po ok. 10 zł i kupowaliśmy coś słodkiego plus coś do picia ;) jubilatowi lub jubilatce. Plusem tego rozwiązania był taki, że od razu można się było załapać na poczęstunek.

Prezenty od rodziny  (w moim przypadku to największe prezenty)

Z rodziną mam dwa systemy. Pierwszy system to „chcę pieniądze, dajcie mi pieniądze, nie chcę żadnych rzeczy”. Pieniądze przeznaczałam przez długi czas na kursy językowe. Raz kupiłam też roczną kartę do Cinema City  - tu jest sporo innych opcji – karnet na basen, na siłownię, karta prezentowa Netflix, karnet do SPA czy na serię zabiegów do kosmetyczki, mamie kupiłam kiedyś karnet na jogę i była bardzo zadowolona – kolejne kupiła już sobie sama.
Ostatnio zastosowałam inny sposób  – kupuję sobie prezenty „z góry” – zastosowałam go przy okazji świąt – kupiłam sobie kilka kosmetyków - zachcianek, które były mi zupełnie niepotrzebne, ale sprawiły sporo radości. Podobnie zrobiłam na Mikołaja  – wybrałam sobie puzzle, które chciałam dostać i sama je zamówiłam.
Życzę sobie też bakalii zamiast słodyczy.

Wymiana prezentów z przyjaciółkami - listy prezentowe

Z moimi dwoma przyjaciółkami wprowadziłyśmy system listy prezentowej, który pięknie się sprawdza – wysyłamy do siebie listy mailem i czekamy na prezenty. Lista ma 20 pozycji, dzięki czemu jest niespodzianka – nie wiadomo, co wybierze obdarowujący. Oczywiście wymagana jest komunikacja pomiędzy osobami, które kupują prezenty, ale można to rozwiązać w ten sposób, żeby każdej osobie wysyłać np. 10 rzeczy. Dodatkowa zaleta list prezentowych jest taka, że to są rzeczy, których sobie nie kupuję – wrzucam tam totalne zachcianki, a nie potrzeby.
Tu są rzeczy, które pojawiły się u mnie na listach prezentów:
Prenumerata "Książki. Magazyn do czytania", Książka: Kurt Cobain "Journals" ( i generalnie sporo książek po angielsku), Paski wybielające do zębów, Butelka ReTap, Członkostwo na stronie yogawithadriene na miesiąc-dwa, Karta podarunkowa Netflix, Sally Hansen żel do usuwania skórek, Kérastase keratynowe mleczko termiczne 150ml (i inne kosmetyki, które raczej chcę niż potrzebuję), Naboje do wiecznego pióra LAMY, Puzzle z obrazem Van Gogha "Słoneczniki" lub "Gwiaździsta noc".

Sposób na niechciane prezenty

Kiedyś rodzice wymieniali się prezentami ze znajomymi - jeśli widzieliśmy, że coś nam się nie przyda lub że czegoś nie chcemy od razu lądowało w pudle „prezenty do przekazania dalej”. Ja też wyleczyłam się z „ale to był prezent” i puściłam sporo takich rzeczy na olx.  

Mam nadzieję, że coś będzie dla Ciebie przydatne – jeśli nie, zastanów się z kim Ty się wymieniasz prezentami i jakie można zastosować tam rozwiązanie. 
Wiem, że bardzo trudna sprawa jest w przypadku wnuków i dziadków i generalnie dzieci – może tu sprawdziłyby się listy prezentowe?  Trzeba też się nastawić, że nie wszystko zadziała od razu idealnie, ale warto szukać rozwiązań które sprawdzą się u Ciebie.
Jeśli masz jakiś sposób na prezenty w Twoim życiu, podziel się nim w komentarzu.